Kiedy motywacja to nie wszystko

Wiesz, co od dawna czasem denerwuje mnie w sobie samej? To, że coś zaczynam i tego nie kończę. Małym pocieszeniem jest fakt, że w wielu przypadkach to było, patrząc obiektywnie, niezależne ode mnie. Bywało też, że brakowało motywacji a bez niej, jak wiemy, rzadko kiedy udaje się osiągnąć cel. To, czego jednak nie można mi zarzucić to, że nie walczyłam. Mimo wszystko i tak długo, jak jeszcze miałam siły.

Kopa do działania daje mi, choćby minimalny, spokój w głowie i w sercu. Tu wszystko zaczyna się i kończy. Nie jestem w tym wypadku wyjątkiem, a raczej wzorcowym przykładem. Jeśli znamy się lub po prostu znasz choć trochę moją historię, wiesz, jak wyboiście było na każdej ścieżce mojego życia. To wszystko powodowało chaos, przez który robiłam jeden krok do przodu, dwa do tyłu. W efekcie czas przelatywał mi przez palce, popełniałam wiele błędów i kiedy inni układali dali sobie życie, ja je rujnowałam.

Ta świadomość doprowadziła mnie m.in. do depresji i poczucia, że na wszystko jest już za późno. Na szczęście jednak, dzięki temu, że mam wspaniałych ludzi wokół, dzisiaj, mając prawie 37 lat, wiem, że jeszcze może być pięknie. Ten pierwszy etap dorosłości muszę (żeby nie zwariować) i chcę traktować w kategorii doświadczeń. Zbliżające się urodziny, ale też wiosna i perspektywy dają kopa, żeby działać także tutaj, na blogu. Liczyłam, że tak będzie od momentu startu z ponownym pisaniem jednak początek roku nie był zbyt łaskawy. Teraz jednak zbieram się w sobie i niech ten wpis okaże się wiążący :). To pomoże nie tylko mi, ale też Ty będziesz mieć o czym czytać 😉, ale i to będzie ta iskra, dzięki której w końcu wystartuje Twoja Drużyna Wsparcia!

P.S. Carlos 1 marca kończy 5 miesięcy! 🐾🖤🐾 W tej kwestii czas leci zdecydowanie za szybko 💔.

Przeczytaj inne wpisy na blogu:

0 komentarzy