Nareszcie!

Za kilka dni skończę 37 lat. Najlepszym prezentem jaki mogę sobie zrobić to nie tylko podtrzymanie swoich postanowień ale przede wszystkim ich realizacja. Wszystko miało zadziać się już wcześniej, jednak…miałam mały poślizg.

Hasło „nowy ROK nowa JA” znamy wszyscy, prawda?

Z takim podejściem wchodziłam w rok 2023. Postanowienie miałam mocne, podobnie jak przedłużający się spadek nastroju, zapoczątkowany jesienią. Pojawienie się mojego pSynka Carlosa, z jednej strony ukoiło moje nerwy, z drugiej jednak spowodowało, że dałam upust różnym emocjom. Zawsze w momentach „pobudzenia” pomagał mi sport czy „inne aktywności” 😉 jednak teraz wygrał gluten, cukier i laktoza czyli moi trzej najwięksi wrogowie. Nasiliły się też zaburzenia odżywiania. Nie musiałam długo czekać na efekty.

Odbiło się to nie tylko na mojej sylwetce ale też na zdrowiu. Ucierpiało ciało i dusza. Wróciły problemy wynikające z chorób autoimmunologicznych ale też pogłębiła się depresja, która latem zaczęła się wyciszać. Postarzałam się mentalnie i wizualnie o kolejne kilka lat. Zresztą, jak patrzę na siebie dzisiaj, widzę jak bardzo zmieniłam się na niekorzyść w przeciągu 2,5 roku od kiedy nastąpiło TO wydarzenie, które spowodowało rewolucję w moim życiu.

Do połowy października 2020, mimo moich problemów zdrowotnych, czułam się ze sobą naprawdę OK! Kosztowało mnie to dużo pracy ale było warto. W końcu wiedziałam jak, po latach doświadczeń, zapanować nad swoim organizmem. Później wysypało się wszystko…

Jednak!

Leci trzeci rok od tych wydarzeń, kalendarz pokazuje, że niedługo minie pierwszy kwartał 2023. Moje urodziny to taka „kropka nad i”. Czas najwyższy na zamknięcie pewnych etapów i otwarcie się na NOWE. Plan już zrobiony od dawna a więc teraz 3,2,1 i… działamy 😊. Co najlepsze, to już nie są tylko słowa. Znowu poczułam wiatr w żaglach. Powoli bo powoli ale wdrażam pierwsze zmiany nie tylko na talerzu ale też w aktywności. Wydłużamy spacery z Carlosem ale też więcej chodzę sama po kilka kilometrów – takie dystanse zawsze potrafiły zdziałać cuda. Poza tym wróciłam na mój ukochany basen. Pływanie i woda są dla mnie jak tlen. Zodiakalne Ryby w moim wypadku nie są zatem przypadkiem 😊.

Z niecierpliwością czekam też na długie poranne przejażdżki rowerem czy na rolkach. Te aktywności były zawsze zbawieniem dla mojego ciała i psychiki. Niestety/stety, w takich kwestiach działam zazwyczaj metodą małych kroków dlatego wszystko po kolei wdrażam w życie. Byle do celu. Teraz, jak słowo się rzekło a raczej „napisało”, nie pozostaje mi nic innego jak po prostu działać. To zobowiązuje 😊. Dla mnie najważniejsze jest to, że w końcu znalazłam w sobie siłę żeby znowu ruszyć z kopyta. Mimo, że inni we mnie wierzyli i często słyszałam: „Kari, Ty jesteś taka silna, zawsze się podnosisz” to myślałam, że już nie tym razem, że teraz już na pewno się poddam. Jednak jestem i walczę. A skąd siła tym razem? O tym wkrótce 🥰.

*zdjęcie zrobione w 1 z lepszych dni, które policzyć na palcach jednej ręki, w przeciągu ostatnich 5 miesięcy.

Przeczytaj inne wpisy na blogu:

0 komentarzy