Dokładnie rok temu o tej porze, razem z Mamą, byłyśmy w Stanach Zjednoczonych. Zapewne to, że jestem mocno sentymentalną, powoduje, że właśnie teraz wracam wspomnieniami do tych miesięcy spędzonych w Tannersville.
To nie był nasz pierwszy wyjazd do USA, jednak tym razem miało być inaczej bo na o wiele dłużej. Nie wiedziałyśmy na jak długo. Byłyśmy otwarte na to, co los przyniesie. Liczyłyśmy, że ten wyjazd będzie lekiem na całe zło. Okazał się jednak gorzką pigułką, która chwilami do dzisiaj odbija się czkawką. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że absolutnie nie żałujemy tego wyjazdu.
Mimo że przyniósł dodatkowe straty i spore zmiany w życiu, to jednak bilans wychodzi na zdecydowany plus. Dostałyśmy ogrom nowych doświadczeń, ale i ludzi — po obu stronach oceanu. Przekonałyśmy się, jak wiele możemy znieść, na kogo liczyć, ale i jak dobrze radzimy sobie w stresujących i wręcz podbramkowych sytuacjach. Poczułyśmy, jak to jest żyć „za wielką wodą” i choć już teraz wiemy, że to nie jest dla nas miejsce na stałe, zawsze chętnie tam wrócimy.
0 komentarzy