Pierwszego kwietnia to nie tylko Prima Aprilis ale także dzień kiedy mój pSynek, Carlos kończy 6 miesięcy!😊🎉 Toż to bardzo ważny moment w życiu szczeniaka!🐾🐾 Trzeba było uczcić ten fakt i zrobić kolejny krok w socjalizacji czarnego księciunia. Okazja nadarzyła się wręcz wymarzona, ponieważ akurat na przypadające 11.03 moje urodziny mogliśmy wyrwać się na trochę dłużej do Poznania. Carlos miał więc przed sobą sporo nowości, które nie ukrywam, jeszcze przed wyjazdem troszkę (!) napawały mnie strachem jak sobie poradzi ale byłam dobrej myśli…
Na Carlosa niespodzianki czekały już od samego początku
ponieważ miał przed sobą pierwszą podróż pociągiem. Na szczęście jest przyzwyczajony do komunikacji zbiorowej. Celowo, od kiedy tylko pojawił się w naszym życiu, jeździliśmy autobusami, tramwajami czy metrem. Wiedziałam, że takie wycieczki szybko zaprocentują i jak się okazało, nie myliłam się. Wprawdzie początki były pełne emocji dla nas obojga ale metoda małych kroków działa cuda. Teraz to najlepszy pasażer, który spokojnie jeździ i umila czas innym 😊.
Mimo tej świadomości teraz jednak miało być inaczej bo dłużej – ponad 3 godziny. Pociąg sam w sobie to też nowość. Podeszłam więc do tematu strategicznie – jak zawsze zresztą 😉. To cecha, która naprawdę przydaje się w życiu. Tak było i tym razem. Już dzień wcześniej porządnie wymęczyłam Carlosa na psim placu zabaw. Wiedziałam, że gdy wyszaleje się ze swoimi czworonożnymi kolegami, będzie odsypiał 1,5 dnia a to spowoduje, że będzie wyciszony i spokojny w podróży. W dzień samego wyjazdu zaliczyliśmy także porządny poranny spacer. W efekcie dosłownie całą podróż przespał 😊 i każdy mógł zapomnieć, że jedzie z nami piesek – a byliśmy w wagonie bezprzedziałowym.
Swoją drogą, polecam to rozwiązanie. Większa przestrzeń choćby przy siedzeniach (dodatkowo na skraju wagonu) ale też mniejsze zagrożenie, że współpasażerowie nie zgodzą się na podróż z psem. Niestety, takie sytuacje mogą się zdarzyć nawet jeśli mamy bilet dla czworonoga, który nie jedzie w transporterze. Na szczęście my trafiliśmy na przyjaźnie nastawionych pasażerów i nasza podróż przebiegła bezproblemowo. Jedyne co mnie stresowało na długo przed wyjazdem to moment kiedy mieliśmy wsiadać i wysiadać. Niestety, przestrzeń między pociągiem i peronem jest dość spora i stroma, zwłaszcza w Poznaniu.
Carlos już swoje waży więc nie było to takie łatwe żeby go przenieść, a żeby sam wsiadł i wysiadł to jeszcze dla niego za dużo 😊. Na szczęście jednak razem z Mamą szybko dałyśmy radę. Więcej było strachu niż faktycznego dyskomfortu. Właśnie, dyskomfort. To uczucie mogło towarzyszyć Carlosowi w momentach kiedy nie spał i przemieszczał się na dworcu, w pociągu i w tramwaju. Miał wtedy na sobie kaganiec, który jest koniecznością i już teraz musi w nim jeździć korzystając z komunikacji miejskiej. Rośnie i już nie siedzi na moich rękach 😉. Do kagańca przyzwyczajałam Carlosa już od jakiegoś czasu, podobnie jak do dźwięków pociągów, tydzień przed wyjazdem. Odgłosy, które słychać na dworcu, a także panujące tam zamieszanie, mogą pieska stresować. Na szczęście Carlos to dzielny chłopak, o czym zdążyłam przekonać się już wcześniej. Jeśli byłoby inaczej, z pewnością zastosowałabym metodę małych kroków. Pamiętaj – strategia! 😊
Dotarliśmy do Poznania – uff.
Chwila oddechu i czekały nowe przeszkody czyli… schody! Na szczęście dla naszej wygody ale przede wszystkim nadal rozwijających się stawów Carlosa, w Warszawie mamy windę. Teraz jednak czekał nas tydzień chodzenia po schodach na 3. piętro… Nie ukrywam, że trochę cierpłam na samą myśl, zwłaszcza, że jako szczeniak wychodzi więcej niż dorosły pies. Na szczęście, jakby czytał w moich myślach, nie dość, że rzadziej „wołał” i przerwy między kolejnymi spacerami były mniejsze (chyba emocje brały górę 😃) to jeszcze świetnie radził sobie z takimi wysokościami. Przed wyjazdem zafundowałam mu małą naukę chodzenia po schodach żeby nie było paniki – #strategia. Po powrocie chyba jednak z ulgą wrócił do windy 😉.
Nowe mieszkanie, parki i inne miejsca oraz zapachy, ludzie, ciotki i wujkowie – to był dla Carlosa szalony czas w Poznaniu. MaDce zrobił prezent w same urodziny, ponieważ w knajpie w której odbyło się spotkanie z Rodzicami i Przyjaciółkami, przez cały czas spał sobie spokojnie, z przerwami na szybką toaletę i krótkie przytulanki. Dosłownie jakby wiedział, że to czas dla mnie.
Zresztą, zadbał o to nie tylko Carlos ale przede wszystkim moi Bliscy, którzy zorganizowali mi niezapomniane urodziny, ponieważ… czekała mnie impreza niespodzianka! Tak mnie wkręcili, że uwierzyłam, że spotkanie na które jechałam, było totalnie nie tym czego się spodziewałam. Do dzisiaj nie wiem jak im udało się mnie (!) przechytrzyć ale jednocześnie spełnić jedno z marzeń, które miałam zawsze na dnie serca. To był z pewnością niesamowity czas, którego nigdy nie zapomnę!😍
Zaraz po powrocie czekał mnie start nowego kursu (którym pochwalę się już niedługo bo to naprawdę świetna sprawa) oraz choroba, która z jednej strony pokrzyżowała mi trochę kolejnych planów, z drugiej miała nie tak mało swoich plusów 😊. Zdecydowanie wracam do gry!
Carlos niech rośnie i dalej tak pięknie się rozwija, a mi niech te „37″ przyniosą tylko to czego inni tak mi życzyli 😍.
0 komentarzy